We wtorek na antenie Czwórki (TV4) zakończyła się emisja nowej wersji "Rubí", która była jednym z najbardziej oczekiwanych projektów z serii "Fábrica de sueños". Telenowela na podstawie opowiadania Yolandy Vargas Dulché okazała się wielkim sukcesem meksykańskiej Televisy, świetne wyniki zbierała również podczas emisji w amerykańskiej telewizji Univision.
Od momentu ogłoszenia powstania projektu "Fabryka marzeń", to właśnie długo wyczekiwana nowa wersja "Rubí" najbardziej rozpalała wyobraźnię telenowelomaniaków. Nie trudno się dziwić, jej pierowzór znany w Polsce pod tytułem "Cena marzeń" był jednym z największych hitów w historii telenowel, a kreacja Barbary Mori na stałe zapisała się w pamięci widzów. Nowej wersji udało się nie tylko zdobyć doskonałe wyniki oglądalności na antenach telewizji Las Estrellas i Univision, ale także dodać wiele innowacji do powieści stworzonej prawie sześćdziesiąt lat temu przez pisarkę Yolandę Vargas Dulché.
Po udanej adaptacji wielokrotnie nagradzanej i dobrze przyjętej przez widzów "Amar a muerte" (2019), wenezuelski pisarz Leonardo Padrón pokazał światu jak z powodzeniem przenieść powieść Vargas Dulché na współczesne czasy. Autor nie bał się zaprezentować nowatorskiego spojrzenia na wiekową już powieść, unikając typowych dla telenowel schematów i pozwalając sobie na twórczą swobodę konieczną do nadania tej historii jeszcze więcej typowej dla głównej bohaterki "bezczelności" oraz nowych i niespodziewanych zwrotów akcji. Padrón był również szczególnie roztropny, jeśli chodzi o prowadzenie postaci drugoplanowych, które było dość oszczędne i posiadało punktowe wątki, co pomogło na jeszcze większe wyeksponowanie centralnej osi.
Jakość produkcji również była lepsza od słynnej wersji z Barbara Mori wyprodukowanej w 2004 roku i niezwykle polularnej na całym świecie, w tym w Polsce za sprawą emisji w TVN. Nie tylko scenografia - bardziej realistyczna - ale przede wszystkim przepiękne zewnętrzne lokalizacje między innymi Hiszpanii, nadały produkcji dodatkowego uroku i wiarygodności. Wielki atut tkwił również w postarzającej charakteryzacji aktorów, a głównie Camili Sodi, która w dojrzałej fazie swojej postaci momentami przypominała samą Helenę Bonham Carter z "Alicji w krainie czarów" (2010). Nie brakowało też imponujących scen scen akcji, które w ostatnich odcinkach powieści zmieniły ją w intensywny - i smakowity - thriller.
Obsada również okazała się całkiem zacna. To, co wydawało się niemożliwe do osiągnięcia, zostało osiągnięte, A Sodi wbrew ogólnym oczekiwaniom, całkowicie sprawdziła się w roli Rubí. Zasługa w tym nie tylko zespołu charakteryzatorów - który wykorzystał fizyczne atrybuty siostrzenicy Thalii, poprzez ponad krzykliwe stroje - ale także samej aktorki, która całkowicie oddała się szaleństwu swojej bohaterki i uczyniła z niej najlepszą rolę w swoim dotychczasowym aktorskim dorobku.
To prawda, że występ Camili był momentami sprzeczny i wiele z tego, co swego czasu zaprezentowała Barbara Mori tutaj uleciało. Nowa Rubí była wulgarną, zbyt przesadną w uwodzeniu kobietą. Odmienną od kreacji Mori, naznaczoną bardziej cynizmem, zimną krwią i powagą. Z jednej strony odebrała trochę uroku postaci, ale z drugiej strony idealnie wpasowała się do klimatu tego remake'u.
Kimberly Dos Ramos również wyróżniła się jako Maribel. Chociaż wyglądem fizycznym bardziej pasowała do roli Rubí niż sama Sodi, to jednak wenezuelska aktorka potrafiła przekonująco pokazać niepewność i kompleksy swojej postaci oraz traumę po amputacji nogi. Tego samego nie można powiedzieć o José Ronie. Wszechobecny aktor nie wypadł źle, ale kreowana przez niego postać Alejandra niewiele różniła się od jego wcześniejszych ról. Na oklaski zasłużyła Mayrín Villanueva, której doskonała gra aktorska pozwoliła przymknąc oko na niektóre oczywiste przeoczenia produkcji - dobrze trzymająca się jak na 50-latkę aktorka, wyglądała w niektórych momentach młodziej niż jej ekranowe córki, Camila Sodi i Tania Lizardo (Cristina).
Niewątpliwe objawienie telenoweli nosi imię Rodriga Guirao. Aregentyńczyk, rodak Sebastiana Rulliego - odtwócy pierwowzoru postaci w wersji z 2004 roku, okazał się kimś więcej niż tylko ładną twarzą, oferując subtelną i inteligentną konstrukcję psychotycznej osobowości Hectora. Wiele "wielkich gwiazd" jego pokolenia z pewnością nie wzniosłoby się na takie wyżyny aktorstwa.
Faktem jest, że pośród wielu zalet i kilku potknięć ta modernistyczna wersja "Ceny marzeń" jest istotnym i spójnym dodatkiem do obszernej galerii postaci w dorobku Vargas Dulché. Jest kolejnym dowodem na ponadczasowość słynnej meksykańskiej femme fatale i jej niewyczerpaną moc interpretacji.
Comments